Jest smród i jest problem

0
2799

Mieszkańcy dzielnicy Stary Jawor już od dawna skarżą się na uciążliwości związane z firmą ECO-GOLD, która składuje i przetwarza surowce wtórne, czyli odpady.
Wszystko byłoby pewnie dobrze, gdyby nie zapachy. Mieszkańcy uważają, że w zakładzie przetwarzane są inne, trujące odpady, przywożone nielegalnie z Niemiec. Zdaniem mieszkańców to jest przyczyna intensywnego, słodkiego i duszącego fetoru unoszącego się nad okolicą. Z relacji mieszkańców wynika, że dochodzi tez do samozapłonów odpadów. Na miejsce wzywana jest straż pożarna. Na zebraniu padło pytanie z sali: kto płaci za wodę użytą do gaszenia pożarów. Mieszkańcy nie mają możliwości udowodnienia swoich podejrzeń, bo nikt ich nie wpuści na teren firmy. W ich sprawie do prokuratury wystąpiła Anna Kozak, działająca jako strona z ramienia Jaworskiego Obywatelskiego Ruchu Samorządowego.
W sprawie coś jednak drgnęło. Może nie napawa to od razu hurra-optymizmem, ale doszło do spotkania mieszkańców lokalnych władz i przedstawicieli firmy. 11 kwietnia br. w siedzibie Domu Weselnego, którą udostępnił Dariusz Paluchiewicz odbyło się specjalne spotkanie. Przybyli przedstawiciele EKO-GOLD, był też burmistrz Emilian Berą, naczelnik Zbigniewem Stręk ze Starostwa Powiatowego i ponad setka mieszkańców. Byli tez radni miejscy i powiatowi.
Prowadząca zebranie Anna Kozak już na wstępie przedstawiła problem oraz podejmowane jak dotąd niestety bezskuteczne działania. Mieszkańcy są zdeterminowani aby rozwiązać problem uciążliwego sąsiedztwa i liczą, że polubowne załatwienie sprawy jest jeszcze możliwe, choć po ostatnim wystąpieniu przedstawicieli EKO-GOLD wiedzą, że nie będzie łatwo.
Na zebraniu dało się zauważyć agresję słowną w wyjaśnieniach składanych przez prokurenta firmy, który uważa, że nic złego się nie dzieje, a kontrole nie potwierdzają zarzutów. Prokurent stwierdził, że jeżeli ludzie uważają, że są truci przez wyziewy ze spalania odpadów, to niech się wyprowadzą albo zapłacą 5 milionów zł odszkodowania.
To przelało szalę goryczy. Uznano wystąpienie za aroganckie i ostrzeżono, że w czasie protestów społecznych za takie słowa można było wywieźć decydenta na taczkach. Tutaj nikt nikogo nie wywiózł, ale atmosfera była gorąca i ludzie nie dali się zbyć zapewnieniami jakoby było wszystko w porządku i zgodnie z prawem. Ci, którzy doświadczają trujących oparów na własnej skórze już nie wierzą w zapewnienia, że wszystko jest pod kontrolą… Większością głosów domagano się wręcz zamknięcia firmy, choć były też głosy upominające się o rzetelne kontrole i właściwe ustawienie produkcji, aby nie była ona uciążliwa dla ludzi.
Mieszkańcy domagali się systematycznych niezapowiedzianych kontroli. Na takie propozycje Zbigniew Stręk ze starostwa nie wyraził zgody, bowiem prawo nakazuje powiadamianie kontrolowanego o wizycie kontrolerów(!).
Wydaje się, że kółko się zamyka: kontrolować znienacka nie można, udowodnić duszącego zapachu także nie sposób dowieść, a policja nie ma uprawnień do pobierania próbek. Tutaj odpowiednie decyzje leżą w gestii Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, ale nikt się na spotkaniu nie pojawił. Ujawnił się również właściciel Inge Berens, który przysłuchiwał się wcześniejszej dyskusji, pozwolił na wystąpienie swego pracownika. Potem próbował łagodzić spór. Przepraszał i wyraził zgodę na niezapowiedziane kontrole. Ponadto wspomniano o zamontowaniu filtrów.
Także burmistrz Emilian Bera skrytykował wystąpienie prokurenta, który wskazywał wyprowadzkę mieszkańcom. Burmistrz zaproponował wspólne posiedzenie komisji gospodarki i rozwoju miejskiej i powiatowej w celu uzgodnienia stanowisk, a naczelnik Stręk obiecał interweniować w WIOŚ, który do tej pory milczał w sprawie. Zdaniem mieszkańców – tak dłużej nie może być.
Władzom Gminy i Starostwa przyjrzą się problemowi. Czy jest szansa na znalezienie rozwiązania problemu? Czas pokaże.
Jedno jest pewne konflikt jest na tyle dojrzały i tak długo się ciągnie, że działania muszą zostać podjęte jak najszybciej. Zebranie było pełne emocji, Anna Kozak prowadząca spotkanie miała problem z kierowaniem dyskusją, bowiem złość mieszkańców często brała górę nad rozsądkiem. Mimo pewnych zakłóceń, zebranie było prowadzone rzeczowo i zakończone optymistycznym akcentem.
Skądinąd wiadomo, że mieszkańcy nie ustąpią. Gotowi są poruszyć “niebo i ziemię”. Na razie w sprawie pisma krążą, a mieszkańcy niecierpliwią się.
Ważne jest jednak, że mieszkańcy Starego Jawora dostali wsparcie od władz miejskich i powiatowych i nie są pozostawienie bez pomocy.